Okej... a
zatem wstawiam rozdział trzeci! Pisałam go przez bardzo długi czas, ale to nie
z powodu braku weny i lenistwa tylko przez próbę poprawienia sobie średniej (co
się udało!) oraz ogólnego zabiegania. Chciałam również podziękować suchanawfulfuck za
sprawdzenie moich wypocin... no i oczywiście za poganianie mnie, bym wreszcie
coś opublikowała ;P Nieźle się przy tym ubawiłam, szczerze powiem. Życzę miłego
czytania!
________________________________________
Well I'll choose the life I've taken
Never mind the friends I'm making
And the beauty that I'm faking
Lets me live my life like this
Cztery
linijki nie doszlifowanego piękna dla mnie, a niezrozumiałej inwencji twórczej
dla Lukasa, pozwoliły, by dawno zapomniany discman jeszcze choć na chwilę
poczuł smak tak odległego mu już w czasie podboju serc słuchaczy. Odkąd
pracoholik zgłębiający tajniki medycyny sądowej kupił go na wyprzedaży w
Sherylville, podczas cotygodniowych debat starszych pań na targach
prosperujących rzeczami zbytecznymi, lecz według zdesperowanych kolekcjonerów
wciąż potrzebnymi, urządzenie poniewierało się w szafce przez bardzo długi
czas. Jak widać - aż do teraz. Bezimienna płyta wydała z siebie mechaniczny
szum, coś między szuraniem a szelestem. Mały wyświetlacz u góry okrągłego
urządzenia nakazał chwilę zaczekać i wreszcie z głębin miniaturowych,
wbudowanych głośników, z głośnym przywitaniem przez zachęcające wrzaski,
charczenie jak i delikatne mruczenie wypuszczonych niczym rozjuszone zwierze z
klatki gitar, wydobyły się słowa. Składne, niezwykle szybko wykrzyczane z
parzącą od emocji, zdzierającą resztki strun głosowych chrypą. Raziły z taką
mocą, że zmuszona byłam puścić urywek od nowa. Po kilku kolejnych możliwościach
zachwycania się czymś, czym niestety nie powinnam, koroner położył przede mną
swój oliwkowy notes, żebym za pomocą wiecznego pióra, mogła spisać tekst
zawarty w tej krótkiej przesłance.
– Naprawdę,
niektórzy muszą mieć w sobie ogromne pokłady braku wrażliwości, by nie móc w
stanie docenić takiego dzieła sztuki, jakim jest ludzkie ciało – zacmokał z
niezadowoleniem, przejeżdżając wzrokiem po karcie z wynikiem sekcji zwłok. –
Tak bezdusznie obejść się z jelitem cienkim, chcąc w ramach niespodzianki oraz
niechybnego potwierdzenia własnego sadyzmu wobec chłopaka, schować płytę, a
następnie zaszyć ranę nicią... to takie smutne – westchnął, poprawiając okulary
spadające z nosa.
Wyrwałam
zapisaną stronę z notesu, a złożoną kilka razy na pół wcisnęłam do tylnej
kieszeni spodni. Lukas tymczasem podszedł do stołu sekcyjnego, na którym leżał
nakryty prześcieradłem mężczyzna. Z pewną dozą delikatności, ale i również
szacunku dla zmarłego, złapał za dwa końce białego jak śnieg materiału i
pociągnął go w dół, tak, abyśmy mogli dokładniej przyjrzeć się ofierze.
Śniada skóra
ziała nieodpartym wrażeniem chłodu, przecinanym fioletowymi siniakami z
drobnymi czerwonymi żyłkami, które z upływem czasu stawały się coraz
ciemniejsze, by w końcu przyjąć niemal czarną barwę. Włosy z natury pełne
energii i nieskończonych serpentyn, uformowanych w drobne, jasnobrązowe loczki,
kończące swoją wędrówkę tuż przed obojczykami, leżały rozrzucone na stole, jakby
bez celu oraz tej ujmującej ekspresji. Czoło rozluźnione, zagubiło się wśród
burzy kosmyków niczym samotna dziewczynka w lesie, razem z brwiami, wciąż
pomimo zgonu mężczyzny, delikatnie ściągniętymi w dół. Policzki po licznych
ranach kłutych zapadły się do środka, uwydatniając jeszcze bardziej kości
czaszki oraz linię szczęki. Niektóre skaleczenia zdążyły się zasklepić, a inne
wręcz przeciwnie - zaschnięta krew odłączyła się od trupio bladej skóry, by
dziury na wnętrze jamy ustnej były aż nadto widoczne. Nos dobrze dopasowany
przez matkę naturę do wielkości oczu oraz wąskich, długich warg, tkwił w tym
samym miejscu, naznaczony drobnymi nacięciami z prawej strony. Usta bez wyrazu,
sinawe, w miejscach, gdzie były spierzchnięte, stały się już nawet białawe.
Twarz jednak nie wyglądała na przerażoną. Raczej zmęczoną lub czymś zmartwioną.
Tułów nie odbiegał zbytnio odcieniem od reszty, choć ta część zdawała się być w
o niebo lepszym stanie. Prócz grubej nici biegnącej od barków, przez płuca, do
przestrzeni nad mostkiem, będącej jedynym zawiadomieniem o tym, iż sekcja
Lukasa przebiegła pomyślnie, pozostawała jeszcze pozioma rana zadana mężczyźnie
przez mordercę. To miejsce koroner również dokładnie przemył, a następnie
przebadał, gdzie pewnie niezwykle zdziwiony znalazł płytę z muzyczną
wiadomością.
– Co ciekawe
– ujął lewą rękę ofiary pod łokciem, przy czym drugą dłonią obitą w sylikonową
rękawiczkę, podparł również nadgarstek, aby była lepiej widoczna – Z dłoni
morderca usunął również niemal w całości skórę, toteż wnioskuję, że pan Cock na
miejscu zbrodni nie znajdzie innych odcisków poza tymi należącymi do tego
biednego chłopaka.
– Mamy więc
do czynienia ze specjalistą? – spytałam, zerkając mimochodem na odsłoniętą
warstwę naskórka prześwitującego na mięśnie.
–
Niewykluczone. Choć miejsca, które przebił igłą, nie są już tak profesjonalne.
Podczas zaszywania możliwe, że trzęsły mu się ręce, bowiem część dziur została
wykonana zbyt płytko, przez co nić rozrywała skórę... lub był to też zwykły
przypadek – podszedł do metalowej szafki, podobnej do tych, które spotykam na
pływalniach. – Oprócz tego, mój nowy obiekt zainteresowań, jako swój ostatni
posiłek postanowił spożyć paczkę silnych środków usypiających. Większość nie
została rozpuszczona przez kwasy, ale ilość wchłoniętych tabletek jest
wystarczająca, by wywołać bardzo długi sen... jeśli i nawet nie wieczny.
– Czyli
ofiara mogła być nieprzytomna przed śmiercią? – Cóż, pociesza mnie myśl, że nie
musiał tego wszystkiego czuć.
– To
bardziej niż prawdopodobne – odparł, marszcząc ze smutku brwi. – Nim ta płyta w
ogóle postanowiła zagrzać tam miejsce na te kilka godzin, morderca uszkodził
główną tętnicę. Nacięcie na tej części układu krwionośnego nie musi być jednak
zbyt głębokie, by człowiek potrafił się wykrwawić. Proces ten może się
zakończyć po niecałej minucie.
Lukas zdjął
okulary i przetarł oczy, które zdążyły zaczerwienić się od zmęczenia. Siwe
włosy stojące we wszystkie strony razem z pasmami szarzejącego brązu,
połyskiwały osobliwym blaskiem, zatrzymywanym na kosmykach już mocniej
przetłuszczonych. Twarz pociągła, naznaczona bezlitosnymi żłobieniami czasu,
sprawiała wrażenie zmęczonej i bledszej niż zwykle. Worki pod oczami stały się
niemal osobnym organizmem, a ciemne ślady tuż pod nimi wydawały się być niczym
szlaban graniczny, będący blokadą niemożliwą do pokonania, by dostać się na
dalszy teren elementów czterdziestoletniego oblicza. Usta zaciskał mocno, jak
przy rozwiązywaniu jakiejś trudnej krzyżówki, jednej z tych namiętnie
studiowanych przez niego w słoneczne popołudnia w jadalni. Siedział
przygarbiony przy swoim biurku, umiejscowionym w kącie kostnicy. Stukał
długopisem nieprzerwanie w blat, ze wzrokiem wbitym w powieszony na
przeciwległej ścianie kalendarz. Marszczył brwi tak, że podłużna zmarszczka
tylko jeszcze bardziej się pogłębiała. Oparłam się plecami o betonowy kawałek
konstrukcji, prawą stroną głowy zahaczając o ten zbiór dwunastomiesięcznych
kartek. Lukas opuścił głowę, przenosząc swoje zmęczone spojrzenie na własne
zapiski. Westchnął smętnie, a gdy mruknął coś w przestrzeń zielonego swetra
skrytego pod białym kitlem, poprosiłam go, by powtórzył, bowiem z takiej
odległości za nic w świecie nie mogłam usłyszeć czegokolwiek tak cicho
wypowiedzianego.
– Zgon
nastąpił pomiędzy godziną dwudziestą trzecią a północą. – Odsunął się ociężale
na obrotowym krześle, po czym wyjął z jednej z szuflad plik spiętych spinaczem
kartek. – Tu jest cały zapis przebiegu sekcji oraz innych informacji, których
wolałem nie pominąć. Gdybyś czegoś jeszcze potrzebowała, dzwoń.
Kiwnęłam
głową z lekkim uśmiechem, który zniknął bezpowrotnie na samo wspomnienie o
leżącym na stole chłopaku. Dlaczego ludzie tak młodo giną? W końcu w
najmłodszych leży przyszłość świata, lecz on nie będzie już w stanie jej dalej
pisać. Podeszłam do drzwi prowadzących na zewnątrz kostnicy, a łapiąc za
klamkę, obdarzyłam Lukasa jeszcze jednym pożegnalnym spojrzeniem.
Nic nie
dzieje się przypadkiem.
Mam nadzieję, że wyłapałam większość błędów, ale mistrzynią w sprawdzaniu nie jestem, więc... ;p
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczekać, kiedy w końcu będę mogła skomentować i cieszę się, że nareszcie dostałam taką możliwość.
Otóż... Uwielbiam to opowiadanie. C: Ale przechodząc w końcu do rzeczy - fabuła się rozwija i to w naprawdę interesujący sposób. Nie mogę się już doczekać kolejnej części, więc przygotuj się na nadchodzące prześladowanie przez gg. xdd Poza tym sama nie wiem, czemu, ale strasznie spodobała mi się postać naszego koronera, więc mam nadzieję, że jeszcze nie raz pojawi się w opowiadaniu.
Pomysł z zaszytą w ciele płytą - genialny. Nic tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń. No i jeszcze opisy - bardzo podobają mi się Twoje szczegółowe opisy zwłok. :D
Jakieś zastrzeżenia? Zbyt krótko. Żądam więcej makabrycznych scenek. ;p