Z głośnym
pomrukiem przekręciłam się na drugi bok, gdy usłyszałam melodię dochodzącą z
mojego budzika w telefonie. Na ślepo zaczęłam macać lewą stronę łóżka, gdzie
jeszcze wczoraj w nocy przed zaśnięciem go położyłam.
– Nie no, zamknij się... – z bólem otworzyłam oczy, znalazłam telefon i
wyłączyłam alarm.
Rzuciłam się
znowu na poduszkę i zmrużyłam powieki. Za jasno. Zerknęłam na wyświetlacz.
6:45, świetnie. Usłyszałam, jak w łazience na korytarzu ktoś właśnie spuścił
wodę.
– Magda, wstałaś?
Paulina
weszła do pokoju i z uniesioną brwią otaksowała całe pomieszczenie.
– Tsa, zaraz zejdę na dół.
– Jak długie zaraz?
– Krótkie zaraz.
– Aha, czyli za jakieś dwadzieścia minut?
Zarzuciłam z
zastanowieniem na głowę kołdrę, po czym szybką ją zrzuciłam. I tak kilka razy,
aż wreszcie znowu spojrzałam na Paulinę, która zdążyła w tym czasie oprzeć się
o futrynę.
– Trzydzieści pięć?
– Nie ma mowy. Nie zdążymy na autobus.
– A o której jest?
– Jak wczoraj sprawdzałam rozkład, to o 7:30 zatrzymuje się trzy
przecznice od naszego domu.
– No to trzydzieści? – spytałam z nadzieją.
Paulina
posłała mi sceptyczne spojrzenie.
– Dwadzieścia pięć...
– Ale ja nie zdążę!
– ...i twoja ciocia robi jajecznice. – dodała z uśmiechem triumfu.
Zamarłam.
– Za pięć minut będę na dole.
– No ja myślę! – z rozbawieniem zamknęła za sobą drzwi.
Zerwałam się
z łóżka, po drodze wplątałam się w kołdrę i wylądowałam na podłodze z wielkim
hukiem. Powoli podniosłam się z kwaśną miną, po czym zebrałam ciuchy i udałam
się do łazienki. Przez cały ten czas nuciłam pod nosem piosenki, które w danym
momencie przychodziły mi do głowy. Głównie zespołu Fall Out Boy. Gdy
zeszłam po schodach do kuchni, Paulina już siedziała przy stole i właśnie
wgryzała się w posmarowaną masłem kromkę. Mając mnie w polu widzenia, spojrzała
na wiszący pod sufitem zegar.
– Miało być pięć minut.
– Wybacz, mój obolały tyłek mnie spowolnił.
– Wiem, słyszałam. Twoja ciocia myślała, że toaleta z piętra
przeniosła nam się do piwnicy.
– Bardzo zabawne, ciociu. – uśmiechnęłam się krzywo, przysiadając
do stołu.
– To nie śmieszne, kochana. – ciocia Helen Brodzky odwróciła się od
kuchenki z gotową, gorącą jajecznicą na patelni. – To byłoby tragiczne.
Ubikacja w przedpokoju...
– No tak, jakże okrutny los by nas spotkał!
– Okej, okej! Nie ważne. Jedz już, bo się spóźnimy. Dobrze wiesz,
że nie mamy pojęcia, gdzie są lekcje. – zainterweniowała Paulina.
– Hej, nie moja wina, że to szkoła układa nam plan! I do tego
jeszcze gadka tej sekretarki. – udałam, że poprawiam widelcem okulary. Zrobiłam
poważną minę i zaczęłam mówić sztucznie słodkim, skrzeczącym głosem. – Plany
lekcji otrzymacie dopiero w pierwszym dniu szkoły. Do tego czasu zbadamy wasze
wyniki, test na inteligencję oraz wykaz z waszej starej szkoły o
systematyczności w nauce. Dzięki temu dostaniecie dopasowane rozkłady zajęć.
– Zapomniałaś dodać: A tym czasem dziewczynki możecie iść do
domu.
– Weź... - wzdrygnęłam się. – Nie chce nigdy więcej widzieć tej
kobiety. Przez ten róż pogorszył mi się wzrok.
– No niestety, kochana. – ciocia nalała sobie kawy. – Dzisiaj jest
wasz pierwszy dzień szkoły. Musicie do niej iść. Ale jeśli aż tak bardzo jej
nie lubisz, to po prostu załatwcie to szybko.
– Kiedy ona jest...
– I nie bądź chamska.
– ...francą. – ciocia rzuciła mi karcące spojrzenie. – No dobrze,
dobrze. Postaram się.
– No! A teraz jedz prędko, bo w końcu nie zdążycie. Bierz przykład
z Pauliny, ona już zjadła.
Spojrzałam
od niechcenia na przyjaciółkę, która wstawała właśnie od stołu, żeby odnieść
brudny talerz do zlewu. Przechodząc za plecami cioci, wystawiła mi język.
Zrobiłam dokładnie to samo.
– Magda!
– No przecież jem, ciociu!
× × ×
– Możesz uwierzyć, że naprawdę jesteśmy w Nowym Jorku? – Paulina
przeniosła wzrok z widoku za szybą na mnie.
Właśnie
przed chwilą wsiadłyśmy do autobusu i byłyśmy w drodze do szkoły. Pominę fakt,
że prawie się spóźniłyśmy, a ja musiałam wskakiwać do środka, kiedy już
zamykały się drzwi. Paulina oczywiście wcześniej mnie wyprzedziła i zdążyła
wejść jak człowiek. Chociaż ona jest w stanie godnie reprezentować nasz kraj.
– A możesz sobie wyobrazić, że to wszystko zawdzięczamy twojej
cioci? O której w dodatku dowiedziałaś się dzięki gimnazjalnemu projektowi na
historię? – uśmiechnęła się.
– Nie, ani trochę. To jest takie bajkowe, wręcz nierealne.
– Powinnaś podziękować swojemu wujkowi. Gdyby nie jego
drobiazgowość, nigdy byś jej nie poznała. Pomyśleć, że twoja mama straciła z
twoją ciocią kontakt na siedemnaście lat, po tym, jak będąc nastolatką
wyjechała do Stanów i ślad po niej zaginął!
– Nooo... – przeciągnęłam się z ziewnięciem na siedzeniu. – Nie
wiem, jak mu to wynagrodzę. Nigdy nie sądziłam, że jako historyk będzie w
stanie aż tak mi pomóc. To mój pierwszy wyjazd poza granice Polski, a już
jestem na drugim krańcu świata i to w nie byle jakim miejscu, bo w NYC!
Ktoś za mną
wybuchł śmiechem. Powoli opuściłam ręce, czując jak instynktownie się napinam,
po czym obróciłam głowę i spojrzałam na tyły autobusu. Jakiś chłopak gapił się
na mnie z bezczelnym uśmieszkiem, a siedząca obok niego paczka lała z czegoś
jak najęta. I techniczne rzecz biorąc lali z kogoś, czyli ze mnie. Paulina również
zauważyła co ma się na rzeczy i posłała mi pocieszający uśmiech. Pokręciłam
smutno głową.
– Cóż... przynajmniej wiem, że niewiele się zmieniło.
– Może nie chodzi im o ciebie? – spytała z nadzieją.
– A o kogo? O ciebie? Raczej wątpię. – odwróciłam się do grupy,
przywdziewając na twarz głupi uśmiech. Taki był przeznaczony wyłącznie z troską
o idiotów i chamów. Jak widać tu trafił mi się bonus w postaci obu tych typów.
– Hej, macie jakiś problem?
Poczułam,
jak ktoś chwyta mnie za ramię.
– Co ty wyprawiasz? – Paulina syknęła mi do ucha, przechylając się
ze swojego siedzenia.
– Jak to co? – zapytałam lekceważąco. Kątem oka widziałam, jak
chłopak, który wcześniej się na mnie gapił, wstał ze swojego siedzenia i zaczął
iść w naszym kierunku. – Ja tylko zapewniam rozrywkę plebsowi!
– Oby on tylko nie był w naszej klasie... – wyszeptała.
Uśmiechnęłam się do niej szeroko.
– Pierwszy dzień i już peniasz?
Prychnęła i
spojrzała na mnie rozbawieniem.
– Pierwszy dzień i już robisz sobie wrogów?
– Och, jak ja tęskniłam za gimbazą. – mówiąc to odwróciłam się na
tyły, stając twarzą w twarz z tym skretyniałym przychlastem. Mimowolnie
wyszczerzyłam się jak głupi do sera. Taki już mój system obronny. – Bonjour,
le problème?
– Psujesz mi widok, Pomidorze.
Komentarz,
co do koloru moich włosów z lekka mnie uraził. Ze wszystkich moich cech
wyglądu, akurat do tej musiał się przyczepić. Akurat do moich rażąco czerwonych
włosów.
–
Och, doprawdy? Wzruszyłam się.
Chłopak
spojrzał na Paulinę.
– Jej mózg zawsze tak wolno mieli?
– Nie. – odpowiedziała spokojnie. – Po prostu mówi ci okrężną
drogą, żebyś spierdalał.
Zachichotałam
pod nosem. Paulina zawsze wie, co mnie trapi. Od razu do sedna.
– Coś cię śmieszy? – rzucił.
– Wybacz, ale twoja głupota chyba jest zaraźliwa. – udałam, że
kicham. – Widzisz? Już dostałam kataru.
Chłopak
zamrugał zaskoczony. Widać było po jego minie, że próbuje myśleć, aż w końcu
zaśmiał się krótko i wyciągnął do mnie rękę z rozbrajającym uśmiechem.
– Ostra z ciebie laska. Jestem Flash Thompson. Miło poznać.
Z
wybałuszonymi oczami patrzyłam na jego dłoń, jakby to był co najmniej
odbezpieczony pistolet albo kanapka sprzed tygodnia. Po chwili rozmyślania,
jednak podałam mu dłoń, którą on aż zbyt chętnie uścisnął.
Dlaczego to
się zawsze mnie musi przytrafiać?
Paulina
krzyknęła z przerażenia, gdy Flash nagle chwycił mnie drugą ręką za szyję i
uniósł z siedzenia niczym nic nieważący worek pyr. Jego paczka obstawiła
przejście, gdy tylko zobaczyli, że ktoś zaczął wstawać ze swojego miejsca, żeby
mi pomóc. Jego dłonie zaciskały się wokół mojej szyi, przez co coraz trudniej
było mi oddychać. Paulina za mną krzyczała, przeklinała i ciągle powtarzała,
żeby Thompson postawił mnie na podłodze.
I w tym
momencie zaczęłam dziękować w duchu rodzicom za ich nadopiekuńczość. Zwłaszcza
mojemu i Pauliny tacie, którzy – jak to ujęła moja mama – wiedząc, że nie będą
nas w stanie obronić przed złem, zapisali nas na kurs samoobrony. Muszę jednak
przyznać, że genialnie mi na zajęciach nie szło, ale mimo wszystko podstawy
jakoś udało się opanować. Z rozmachu kopnęłam Flasha w krocze, a kiedy zgiął
się z bólu, Paulina znikąd rzuciła mu się na plecy. Lewą ręką objęła go mocno
za szyję, a prawą wzięła zamach i z całej siły uderzyła go z pięści w potylicę.
Chłopak puścił moją szyję, a ja z hukiem upadłam na tyłek, głową do tego
uderzając w bok siedzenia. Paulina szybko się pozbierała, po czym złapała mnie
za nadgarstek i zaczęła ciągnąć w kierunku wyjścia. Paczka Thompsona nawet nie
próbowała nas powstrzymać. Zbytnio byli zajęci ocucaniem wyżej wspomnianego.
– Z drogi, kurwa, z drogi! – Paulina przepychała się przez
wszystkich, na końcu ochrzaniając kierowcę, żeby otworzył drzwi.
Szybko
wyskoczyłyśmy na chodnik, przez co zrobiło mi się na chwilę niedobrze. Jakiś
chłopak podał Paulinie nasze plecaki, a ja w tym czasie usiadłam na chodniku i
zaczęłam rozmasowywać szyję. Odkasłałam kilka razy, krzywiąc się
niemiłosiernie. Oby nie było aż tak widać.
– Pieprz się, rozumiesz?! Pieprz się! – Paulina pokazała środkowy
palec w stronę szyby, zza której musiała pewnie widzieć Flasha. – Pieprzony
sadysta!
Gdy autobus
wreszcie odjechał, podeszła do mnie i pomogła mi wstać.
– Bardzo boli? – przyjrzała się mojej szyi ze wszystkich stron.
– W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo jest źle?
– Wiesz... Jak tak dobrze się przyjrzeć, to nie jest najgorzej.
– Czyli okropnie. – Paulina uśmiechnęła się pocieszająco. Ha,
zgadłam.
– Na pewno bywało lepiej. Masz szczęście, że jednak poszłyśmy na tę
samoobronę.
– Właśnie! Nie mówmy może o tym moim rodzicom, co?
– Dobrze wiesz, że ja będę milczeć. Pytanie tylko, co z twoją
ciocią?
– Przekonam ją. – zarzuciłam plecak na prawe ramię. – Idziemy? Bo
naprawdę w końcu się spóźnimy.
– Idziemy. I lepiej zakryj czymś tę szyję. Nie musisz robić w
pierwszym dniu jeszcze większej sensacji.
– Tsa... Jak ja kocham Nowy Jork!
______________________________________
Witam po długiej przerwie! Jakimś cudem udało mi się wrócić do pisania, ale za to – jak można zauważyć – zabrałam się za całkowicie inną kategorię, mianowicie Spider-Mana. Mam napisane kilka rozdziałów naprzód, ale nie wstawię ich jeden po drugim, bo i tak nie jestem pewna, czy wena przypadkiem nie powie mi: Au revoir!
Z przykrością muszę również oznajmić, że niestety nie będę zamieszczać więcej opowiadań o tematyce MCR. Nie mam do tego serca... Postaram się jednak dokończyć zaległe z nimi opowiadania na blogu i ewentualnie opublikować dwa shoty, które miałam wcześniej w planach Wam pokazać. Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale mam nadzieję, że jednak utrzymam się w moim postanowieniu.
A tymczasem... jestem ciekawa, czy pierwszy rozdział przypadł Wam do gustu? Udało mi się wreszcie przenieść na dialogi i wpleść też trochę mojego humoru ;)
Hejka! Czytam Twoje fanficki od dawna, ale teraz postanowiłam skomentować :) Bardzo fajnie, lekko się czyta (miałam wrażenie, że czytam komiks, który ilustruję sobie w głowie). Humor mi odpowiada ;) Nie jest wymuszony i daje autentyczność opowieści.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc miałam cichą nadzieję, że zabierzesz się za jakieś opowiadanie z Tomem Hiddlestonem (na którego obecnie mam fazę), bo one shot bardzo mi się spodobał :D Ale Spider-Mana też lubię. Także pisz dalej, jestem ciekawa jak się akcja rozwinie :)
Jestem naprawdę wniebowzięta, że spodobał Ci się początek tego opowiadania. Bałam się, że jednak nie będzie to aż takie dobre jak przypuszczałam (ta skromność...). Czytało się jak komiks? Jestem cała w rumieńcach!
OdpowiedzUsuńA co do Toma... Mam króciutki shot z Lokim, który ewentualnie mogłabym opublikować ;)
O fajowo! Będę czekać z niecierpliwością :) trudno trafić na dobre opowiadanie z Lokim, a o Tomie to w ogóle chyba takie nie istnieje :/
UsuńCóż ja sama sądziłam, że ten shot z Tomem wyszedł mi zbyt słodki, wręcz mdły. Nie jestem niestety fanką cukierkowych opowieści, ale dla niego postanowiłam zrobić wyjątek. I choć pisało mi się to z lekkością, czułam jednocześnie, że robię to jakby wbrew swojej naturze ;) Moja dusza została całkowicie poświęcona mrocznym klimatom i pisanie czegoś takiego wydało mi się wręcz irracjonalne... ale za to jak miłe jednocześnie!
UsuńShot z Lokim i tak miałam w planach opublikować, także nie bój żaby, bo na pewno się tu kiedyś znajdzie.
Na zapleczu mam również jeszcze jeden shot z Tomem, tylko nie jestem pewna czy on kiedyś ujrzy światło dzienne. Jest częścią innej historii, której tutaj akurat nigdy nie zamieszczę, ale według moich źródeł nie trudno było się połapać w wątkach pobocznych. Także mimo wszystko nad kolejnym shotem z Tomem wciąż się zastanawiam...
I tak z lekkiej ciekawości, która mimo wszystko zżera mnie od środka: wspomniałaś, że czytasz moje wypociny od dawna. A mogłabyś powiedzieć, jak dawne jest to dawno? ;)
Dobre pytanie...od jakiegoś czerwca 2013 chyba. Wtedy akurat opublikowałaś 3 rozdział Musical Madness. Zaczytałam się i od tego czasu czytam wszystko co naskrobiesz ;)
UsuńA co do klimatów to mam świadomość, że ciągnie Cię bardziej do mroku niż słodkich romansideł :) Ja sama nie przepadam za przesadzoną słodkością.
Jeju, to naprawdę długo! Nie masz pojęcia, jak miło jest coś takiego przeczytać *o*
UsuńA co do klimatów... Jesteś w takim razie we właściwym miejscu ;)
Spider-man? Jestem w niebie! Dziewczyno kocham superbohaterów! :3 Super rozdział (A Flash jak Flash, on się nigdy raczej nie zmieni) Najśmieszniejsze że jego idol to Spider-man :D Marvel the Best! Będę tu wchodzić regularnie i regularnie komentować! Pozdrawiam (też pisze o bohaterach ^^)
OdpowiedzUsuńhttp://nordycka25.blogspot.com
http://the-flashy-story.blogspot.com
http://spider-story-blog.blogspot.com
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ci się spodobało! :D
UsuńBardzo się interesująco zapowiada :D Ogólnie uwielbiam Twój styl pisania <3
OdpowiedzUsuńDziękuję~! <3
Usuń