OGŁOSZENIA

Blog, jak już pewnie większość z Was zdążyła się domyślić, zostaje zawieszony na czas nieokreślony. Zbliża się moja matura, mam mało czasu, ale również brak mi chęci i natchnienia. Na pewno zacznę pisać, jak tylko te wszystkie trzy blokady przestaną mną rządzić. Wszystkie... nom, wszystkie.

27 czerwca 2013

Rozdział 3 – Musical Madness

Okej... a zatem wstawiam rozdział trzeci! Pisałam go przez bardzo długi czas, ale to nie z powodu braku weny i lenistwa tylko przez próbę poprawienia sobie średniej (co się udało!) oraz ogólnego zabiegania. Chciałam również podziękować suchanawfulfuck za sprawdzenie moich wypocin... no i oczywiście za poganianie mnie, bym wreszcie coś opublikowała ;P Nieźle się przy tym ubawiłam, szczerze powiem. Życzę miłego czytania!

________________________________________

Well I'll choose the life I've taken
Never mind the friends I'm making
And the beauty that I'm faking
Lets me live my life like this

Cztery linijki nie doszlifowanego piękna dla mnie, a niezrozumiałej inwencji twórczej dla Lukasa, pozwoliły, by dawno zapomniany discman jeszcze choć na chwilę poczuł smak tak odległego mu już w czasie podboju serc słuchaczy. Odkąd pracoholik zgłębiający tajniki medycyny sądowej kupił go na wyprzedaży w Sherylville, podczas cotygodniowych debat starszych pań na targach prosperujących rzeczami zbytecznymi, lecz według zdesperowanych kolekcjonerów wciąż potrzebnymi, urządzenie poniewierało się w szafce przez bardzo długi czas. Jak widać - aż do teraz. Bezimienna płyta wydała z siebie mechaniczny szum, coś między szuraniem a szelestem. Mały wyświetlacz u góry okrągłego urządzenia nakazał chwilę zaczekać i wreszcie z głębin miniaturowych, wbudowanych głośników, z głośnym przywitaniem przez zachęcające wrzaski, charczenie jak i delikatne mruczenie wypuszczonych niczym rozjuszone zwierze z klatki gitar, wydobyły się słowa. Składne, niezwykle szybko wykrzyczane z parzącą od emocji, zdzierającą resztki strun głosowych chrypą. Raziły z taką mocą, że zmuszona byłam puścić urywek od nowa. Po kilku kolejnych możliwościach zachwycania się czymś, czym niestety nie powinnam, koroner położył przede mną swój oliwkowy notes, żebym za pomocą wiecznego pióra, mogła spisać tekst zawarty w tej krótkiej przesłance.

     – Naprawdę, niektórzy muszą mieć w sobie ogromne pokłady braku wrażliwości, by nie móc w stanie docenić takiego dzieła sztuki, jakim jest ludzkie ciało – zacmokał z niezadowoleniem, przejeżdżając wzrokiem po karcie z wynikiem sekcji zwłok. – Tak bezdusznie obejść się z jelitem cienkim, chcąc w ramach niespodzianki oraz niechybnego potwierdzenia własnego sadyzmu wobec chłopaka, schować płytę, a następnie zaszyć ranę nicią... to takie smutne – westchnął, poprawiając okulary spadające z nosa.

Wyrwałam zapisaną stronę z notesu, a złożoną kilka razy na pół wcisnęłam do tylnej kieszeni spodni. Lukas tymczasem podszedł do stołu sekcyjnego, na którym leżał nakryty prześcieradłem mężczyzna. Z pewną dozą delikatności, ale i również szacunku dla zmarłego, złapał za dwa końce białego jak śnieg materiału i pociągnął go w dół, tak, abyśmy mogli dokładniej przyjrzeć się ofierze. 

Śniada skóra ziała nieodpartym wrażeniem chłodu, przecinanym fioletowymi siniakami z drobnymi czerwonymi żyłkami, które z upływem czasu stawały się coraz ciemniejsze, by w końcu przyjąć niemal czarną barwę. Włosy z natury pełne energii i nieskończonych serpentyn, uformowanych w drobne, jasnobrązowe loczki, kończące swoją wędrówkę tuż przed obojczykami, leżały rozrzucone na stole, jakby bez celu oraz tej ujmującej ekspresji. Czoło rozluźnione, zagubiło się wśród burzy kosmyków niczym samotna dziewczynka w lesie, razem z brwiami, wciąż pomimo zgonu mężczyzny, delikatnie ściągniętymi w dół. Policzki po licznych ranach kłutych zapadły się do środka, uwydatniając jeszcze bardziej kości czaszki oraz linię szczęki. Niektóre skaleczenia zdążyły się zasklepić, a inne wręcz przeciwnie - zaschnięta krew odłączyła się od trupio bladej skóry, by dziury na wnętrze jamy ustnej były aż nadto widoczne. Nos dobrze dopasowany przez matkę naturę do wielkości oczu oraz wąskich, długich warg, tkwił w tym samym miejscu, naznaczony drobnymi nacięciami z prawej strony. Usta bez wyrazu, sinawe, w miejscach, gdzie były spierzchnięte, stały się już nawet białawe. Twarz jednak nie wyglądała na przerażoną. Raczej zmęczoną lub czymś zmartwioną. Tułów nie odbiegał zbytnio odcieniem od reszty, choć ta część zdawała się być w o niebo lepszym stanie. Prócz grubej nici biegnącej od barków, przez płuca, do przestrzeni nad mostkiem, będącej jedynym zawiadomieniem o tym, iż sekcja Lukasa przebiegła pomyślnie, pozostawała jeszcze pozioma rana zadana mężczyźnie przez mordercę. To miejsce koroner również dokładnie przemył, a następnie przebadał, gdzie pewnie niezwykle zdziwiony znalazł płytę z muzyczną wiadomością. 

     – Co ciekawe – ujął lewą rękę ofiary pod łokciem, przy czym drugą dłonią obitą w sylikonową rękawiczkę, podparł również nadgarstek, aby była lepiej widoczna – Z dłoni morderca usunął również niemal w całości skórę, toteż wnioskuję, że pan Cock na miejscu zbrodni nie znajdzie innych odcisków poza tymi należącymi do tego biednego chłopaka.

     – Mamy więc do czynienia ze specjalistą? – spytałam, zerkając mimochodem na odsłoniętą warstwę naskórka prześwitującego na mięśnie.

     – Niewykluczone. Choć miejsca, które przebił igłą, nie są już tak profesjonalne. Podczas zaszywania możliwe, że trzęsły mu się ręce, bowiem część dziur została wykonana zbyt płytko, przez co nić rozrywała skórę... lub był to też zwykły przypadek – podszedł do metalowej szafki, podobnej do tych, które spotykam na pływalniach. – Oprócz tego, mój nowy obiekt zainteresowań, jako swój ostatni posiłek postanowił spożyć paczkę silnych środków usypiających. Większość nie została rozpuszczona przez kwasy, ale ilość wchłoniętych tabletek jest wystarczająca, by wywołać bardzo długi sen... jeśli i nawet nie wieczny.

     – Czyli ofiara mogła być nieprzytomna przed śmiercią? – Cóż, pociesza mnie myśl, że nie musiał tego wszystkiego czuć.

     – To bardziej niż prawdopodobne – odparł, marszcząc ze smutku brwi. – Nim ta płyta w ogóle postanowiła zagrzać tam miejsce na te kilka godzin, morderca uszkodził główną tętnicę. Nacięcie na tej części układu krwionośnego nie musi być jednak zbyt głębokie, by człowiek potrafił się wykrwawić. Proces ten może się zakończyć po niecałej minucie.

Lukas zdjął okulary i przetarł oczy, które zdążyły zaczerwienić się od zmęczenia. Siwe włosy stojące we wszystkie strony razem z pasmami szarzejącego brązu, połyskiwały osobliwym blaskiem, zatrzymywanym na kosmykach już mocniej przetłuszczonych. Twarz pociągła, naznaczona bezlitosnymi żłobieniami czasu, sprawiała wrażenie zmęczonej i bledszej niż zwykle. Worki pod oczami stały się niemal osobnym organizmem, a ciemne ślady tuż pod nimi wydawały się być niczym szlaban graniczny, będący blokadą niemożliwą do pokonania, by dostać się na dalszy teren elementów czterdziestoletniego oblicza. Usta zaciskał mocno, jak przy rozwiązywaniu jakiejś trudnej krzyżówki, jednej z tych namiętnie studiowanych przez niego w słoneczne popołudnia w jadalni. Siedział przygarbiony przy swoim biurku, umiejscowionym w kącie kostnicy. Stukał długopisem nieprzerwanie w blat, ze wzrokiem wbitym w powieszony na przeciwległej ścianie kalendarz. Marszczył brwi tak, że podłużna zmarszczka tylko jeszcze bardziej się pogłębiała. Oparłam się plecami o betonowy kawałek konstrukcji, prawą stroną głowy zahaczając o ten zbiór dwunastomiesięcznych kartek. Lukas opuścił głowę, przenosząc swoje zmęczone spojrzenie na własne zapiski. Westchnął smętnie, a gdy mruknął coś w przestrzeń zielonego swetra skrytego pod białym kitlem, poprosiłam go, by powtórzył, bowiem z takiej odległości za nic w świecie nie mogłam usłyszeć czegokolwiek tak cicho wypowiedzianego.

     – Zgon nastąpił pomiędzy godziną dwudziestą trzecią a północą. – Odsunął się ociężale na obrotowym krześle, po czym wyjął z jednej z szuflad plik spiętych spinaczem kartek. – Tu jest cały zapis przebiegu sekcji oraz innych informacji, których wolałem nie pominąć. Gdybyś czegoś jeszcze potrzebowała, dzwoń.

Kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem, który zniknął bezpowrotnie na samo wspomnienie o leżącym na stole chłopaku. Dlaczego ludzie tak młodo giną? W końcu w najmłodszych leży przyszłość świata, lecz on nie będzie już w stanie jej dalej pisać. Podeszłam do drzwi prowadzących na zewnątrz kostnicy, a łapiąc za klamkę, obdarzyłam Lukasa jeszcze jednym pożegnalnym spojrzeniem. 


Nic nie dzieje się przypadkiem.

1 komentarz:

  1. Mam nadzieję, że wyłapałam większość błędów, ale mistrzynią w sprawdzaniu nie jestem, więc... ;p
    Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu będę mogła skomentować i cieszę się, że nareszcie dostałam taką możliwość.
    Otóż... Uwielbiam to opowiadanie. C: Ale przechodząc w końcu do rzeczy - fabuła się rozwija i to w naprawdę interesujący sposób. Nie mogę się już doczekać kolejnej części, więc przygotuj się na nadchodzące prześladowanie przez gg. xdd Poza tym sama nie wiem, czemu, ale strasznie spodobała mi się postać naszego koronera, więc mam nadzieję, że jeszcze nie raz pojawi się w opowiadaniu.
    Pomysł z zaszytą w ciele płytą - genialny. Nic tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń. No i jeszcze opisy - bardzo podobają mi się Twoje szczegółowe opisy zwłok. :D
    Jakieś zastrzeżenia? Zbyt krótko. Żądam więcej makabrycznych scenek. ;p

    OdpowiedzUsuń