– I kto jest
ofiarą? – zapytałam, opierającą się o maskę forda, Lilian.
Czarnowłosa
zaciągnęła się papierosem, a po wypuszczeniu z ust szarego dymu, wzruszyła
obojętnie ramionami.
– Nie
byłam jeszcze u chłopaków, czekałam na ciebie.
Jej
niebieskie oczy zawsze przyprawiały mnie o dreszcze. Z szarawymi plamkami, gdy
się złościła lub troszkę ciemniejszymi, w momentach wybornego humoru oraz
spokoju, który niestety zdarzał się dosyć rzadko. Lilian uwielbia wszelkie
formy makijażu. Odkąd się poznałyśmy, czyli na studiach jako współlokatorki, w
ubikacji i na parapecie przy jej łóżku, zawsze było pełno najróżniejszych
kosmetyków. Od marek, kolorów i rodzajów po zastosowanie włącznie. Codziennie
czymś zaskakiwała: a to umalowała oczy we wszystkich kolorach tęczy albo
uszminkowała usta, tak, by wyglądem przypominały ludzkie oko. Ale odkąd
podkradła kilka płyt moich ulubionych punkowych zespołów, stanęło na czarnej
kredce i cieniu. Nie mam pojęcia skąd brała na to pieniądze, chociaż... jeśli
by się lepiej zastanowić, to jej tata jest szefem firmy farmaceutycznej. Z
resztą nie ważne.
– Pewnie
się już stęsknili – odparłam, przygniatając butem niedopałek, pozostawiony na
pastwę losu w suchej trawie. – Chroń środowisko, co?
– Tak,
a w szczególności Nick – Lilian popatrzyła na mnie pobłażliwie, ignorując
uwagę. – Waśnie! Jak tam twoja randka?
– Do
dupy. Nie chcę o tym gadać.
I po tym oto
zdaniu, ruszyłam w kierunku miejsca przestępstwa, racząc moją partnerkę
widokiem pleców, ukrytych pod czarną marynarką.
– Oj
daj spokój! Uchyl rąbka tajemnicy! – Nie dała jednak za wygraną, wykrzykując za
mną prośby, co ja oczywiście olałam. – Powiesz chociaż czy było dobrze? –
podbiegłszy do mnie, dźgnęła palcem moje lewe ramię, unosząc jednocześnie kącik
ust w zachęcającym uśmiechu.
– Było,
pasuje?
– Jak
diabli. A z języczkiem, czy bez?
– Cholera,
Moore! – W życiu nie spodziewałam się takiego pytania, toteż głos nienaturalnie
pomknął mi o kilka oktaw w górę jak u spanikowanej dziewczynki. – Pogrzało cię?
– Odrobinkę
– przyznała szczerze, chichocząc pod nosem. – No, ale pocałował cię w końcu?
– Tak.
– A w
co?
– W
policzek, do jasnej ciasnej. Dasz mi wreszcie spokój? – Moja zbolała mina była
już chyba widoczna z kilometra.
– Okej,
okej...
Już stąd
dało się zobaczyć stojących śledczych oraz taśmę z napisem "Wstęp
wzbroniony". Przyśpieszyłam więc kroku, co zrobiła i czarnowłosa machająca
w tej chwili zalotnie rzęsami, na co ja zareagowałam głośnym westchnieniem oraz
koleżeńskim pchnięciem jej osoby. Ona z radością przystała na tę zabawę, bowiem
przepychałyśmy się, dopóki nie stanął przed nami funkcjonariusz miejscowej
policji. Po okazaniu oznak przeszłyśmy dalej, wciąż zaczepiając się łokciami.
– Miło,
że się wreszcie zjawiłyście. Brooks, gdzie mój raport? – Szefowa lubi mieć
niespodziewane wejścia, zwłaszcza w takich okolicznościach, dlatego nie
zdziwiły mnie dreszcze strachu pędzące wzdłuż kręgosłupa niczym rozpędzona
ciężarówka, spowodowane jej nagłym wyrośnięciem z podziemi.
– Yyy...
zostawiłam w biurze. Jak wrócę to ci go przyniosę. Obiecuję – Ostatnie słowo
dodałam w razie jakichkolwiek wątpliwości brunetki. - Ciało?
– Tam –
wskazała kciukiem na miejsce za jej plecami. – Moore, gdzie masz aparat?
– O, cholera! – Czarnowłosa wybałuszyła oczy w wielkim szoku, przysłaniając ręką
usta. – Zostawiłam w aucie. Soph, zaraz wracam.
McAdams
przewróciła tylko oczami, po czym ruszyła w stronę Erica, analityka DNA. Ja za
to udałam się w kierunku wskazanym przez kobietę. Po prawej stronie w całej
okazałości, a raczej swoich resztkach, stała stara fabryka. Od lat zapewne
nieczynna, strawiona przez ogień podczas wylewu chemikaliów, podpalonych przez
głupich nastolatków. Ostatni sektor budynku był prawie całkowicie zawalony, a
na jego tle widać było chłopaka, powieszonego na betonowym szkielecie. Dookoła
niego krzątali się pracownicy wydziału. Byli wszyscy: Travis, Nicole, John,
Lucas, Amanda i... Nick.
– Cześć, Anderson – przywitałam się z kolegą.
Brunet
zerknął na mnie kątem oka, zrobił zdjęcie twarzy ofiary, po czym wstał z
klęczek i ruszył w moim kierunku.
– Jak
się masz, Sophie? – zagaił, regulując ostrość obiektywu, by móc i z tej
odległości uwiecznić martwego chłopaka na fotografii. – Słyszałem, że podobno
nie wywiązujesz się z obowiązków.
– Słyszałam,
że podobno spłaciłeś kartę.
– Ano,
spłaciłem – uśmiechnął się lekko, wciąż patrząc przez wizjer.
– Może
następnym razem będziesz wstanie zapłacić za randkę, na którą z resztą nie
chciałam iść, ale mnie zmusiłeś, odstawiając jeszcze taki teatrzyk w
restauracji.
– Sophie-
– Kto
go znalazł? – wskazałam głową na ciało, chcąc jak najszybciej zmienić temat,
który niestety sama zaczęłam.
– Facet
pilnujący tej ruiny. John przed chwilą zaczął go przesłuchiwać
– przełożył przez głowę pasek od aparatu, przez co urządzenie oparło się o
jego klatkę piersiową, gdy postanowił przestać go używać. – Wiesz, co? –
Minę miał zamyśloną, ale zmarszczone brwi jawnie sugerowały coś jeszcze. – Ta
sprawa jest dziwna. Mam przeczucie, że to się nam jeszcze odbije czkawką.
– Dzięki
za szczerość, Anderson – Po prostu uwielbiam mój sarkazm. O każdym dniu i
porze. – Jeśli to tyle, to ja idę po sprzęt do Amandy.
A tak
przynajmniej planowałam, lecz zanim zdążyłam chociażby się odwrócić, Nick
złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie, zamykając w iście zaborczym
uścisku, tak, że obiektyw boleśnie przywitał się z moimi plecami. Spróbować się
wyrwać? Nie widzę sensu - jest ode mnie silniejszy, wyższy i tylko narobiłabym
niepotrzebnego widowiska, które i tak chyba już zaczęłam odstawiać, bo kilka
osób odwrócił się w naszą stronę, czekając na rozwój wydarzeń. Brunet oparł
brodę na moim prawym barku, chichocząc cicho.
– Mała,
czemu tak ostro? – wyszeptał mi do ucha, wodząc nosem po jego wrażliwych
miejscach, za co spróbowałam zasadzić mu kuksańca łokciem. Niestety zbyt mocny
uścisk, pozwolił na zaledwie delikatne tyrpnięcie biodra ukrytego pod czarną,
dopasowaną koszulą. – Chciałem tylko przeprosić.
– Marnie
ci idzie – odwarknęłam. – Puszczaj, McAdams się lampi – Stosując ten blef, bo
na szczęście szefowej nie zachciało się patrzeć w naszą stronę (była zbytnio
zajęta opieprzaniem Erica), udało mi się wyswobodzić, podczas gdy Nick z
przestrachem spojrzał na brunetkę, święcie przekonany, iż na serio patrzy na
naszą dwójkę. Z kim jak z kim, ale z nią nie chciał zadzierać.
Rozmasowałam
z kwaśną miną przedramię i ponownie ruszyłam w stronę Amandy, w tym momencie
zerkającej na nas, podczas czyszczenia obiektywów rozstawionych na folii,
wyłożonej na podłodze w bagażnika jej służbowego samochodu. Na nawoływania
Andersona typu Sophie, kochana i kobieto w ogóle nie reagowałam, jedynie miałam
ochotę pokazać mu środkowy palec.
– Brooks,
przepraszam! – Magiczne słowo wypowiedział niemal z rozdzierającą rozpaczą w
głosie. Dobrze Nick, pokutuj za własne grzechy.
– Nie
masz za co przepraszać, po prostu się zachowuj. Straszysz ludzi – odwarknęłam w
jego stronę. – Cześć, Amando – Złość od razu przemieniła się w serdeczny
uśmiech, na co blondynka również uniosła przyjaźnie kąciki ust,
zmieniając minę na zmartwioną, gdy zerknęła na coś albo raczej kogoś za moim
plecami.
– Zgaduję,
że mam o tym zapomnieć, co? – Właścicielka blond włosów posłała mi zatroskane
spojrzenie, sięgając po kolejny obiektyw do wyczyszczenia. – Twój zestaw jest
na przednim siedzeniu. Mogłabyś?
– Pewnie,
że tak. I... nie. O nim się nie da zapomnieć – pokręciłam ze smutkiem głową.
Otworzyłam
drzwi, a po zabraniu zestawu do ujawniania śladów daktyloskopijnych, wróciłam
do tego biednego chłopaka, ofiary – kolejnego już w mojej karierze zawodowej –
morderstwa. Anderson, gdzieś chyba zwiał, bowiem nigdzie go nie widziałam, ale
za to Lilian wróciła. Uzbrojona w aparat, zatrzymała się przy mnie, dysząc
niczym zwyciężczyni maratonu.
__________________________________________
Oto i pierwszy rozdział. Akcja na razie idzie bardzo mozolnie, to fakt, ale sądzę, że szybko uda mi się już rozwinąć.
Świetny blog:) Trafiłam tu dzięki niezwykle oryginalnemu: get-your-fucking-hands-off-me:D
OdpowiedzUsuńNie żałuję, że zajrzałam. Świetny prolog i pierwszy rozdział. Nie mogę się doczekać bliższego poznania ekipy. Fajny jest ten Nick:), ale nic nie przebije sarkazmu Brooks.
Czekam na więcej i życzę dużo weny.
Somnia vivere!
Wooohooo.... no to mamy morderstwo, mamy żeńskie bohaterki których jest więcej od męskich, no no no, zapowiada sie inaczej niż to co zwykle czytuję. Co do treści - lekko mi się czytało, bez ciężaru, przyjemnie, bohaterowie przystępni i sądzę, że dający się polubić. Pierwsza osoba jako narracja... cóż, to też może być ciekawe, wszystko jest ciekawe, choć co można powiedzieć, skoro to się dopiero rozkręca? Nie wiem, ale czekam :3
OdpowiedzUsuń