OGŁOSZENIA

Blog, jak już pewnie większość z Was zdążyła się domyślić, zostaje zawieszony na czas nieokreślony. Zbliża się moja matura, mam mało czasu, ale również brak mi chęci i natchnienia. Na pewno zacznę pisać, jak tylko te wszystkie trzy blokady przestaną mną rządzić. Wszystkie... nom, wszystkie.

14 czerwca 2015

WELCOME TO NYC! (cz. 4) – Flash się dzieje

    – Ty pieprzony pomidorze! – wściekły Flash biegnął w moim kierunku z uniesioną pięścią.

Kiedy już myślałam, że po prostu mnie staranuje, Peter znalazł się przede mną z podniesionymi w obronnym geście rękami. Jedyne co aktualnie widziałam, to jego plecy, a konkretnie oliwkową kurtkę. Jemu chyba naprawdę niezbyt podobał się świat, skoro narażał się temu kretynowi.

    – Ło, ło, ło! Flash, zwolnij! Jaki masz problem?

    – Spieprzaj z drogi, Parker! Pomidor jest mi winien porządny wpierdol!

Powoli wyjrzałam zza pleców Petera i uniosłam z niedowierzaniem brew na Thompsona.

    – Ja tobie? Przepraszam bardzo, ale nie przypominam sobie, żebyśmy ustalali jakiś grafik.

Momentalnie wyrwał się do przodu, próbując podejść bliżej, ale Peter go nie przepuścił. Brunet niestety cofnął się o kilka kroków, a kiedy wpadł na mnie i usłyszał jak syknęłam z bólu, szybko złapał Flasha za ramiona, po czym odepchnął go. Chłopak zatoczył się do tyłu, co przyjęłam do wiadomości z otwartymi ustami i mimowolnie spojrzałam na Petera. On naprawdę ma w sobie tyle siły?

    – Nie wiem, co zaszło między wami, ale Flash zostaw ją w spokoju. – jego głos był bardzo opanowany i stanowczy. Jakby nagle wyłączył się Peter, a w jego miejsce wskoczył Peter-Terminator. Niepokojące...

Na moje nieszczęście Thompson musiał go nie posłuchać. Kiedy tylko się pozbierał, podbiegł w naszą stronę i zamachnął się jeszcze raz. Peter zrobił unik... No tak, a ja? Poczułam, jak pięść Flasha spotkała się z moim lewym policzkiem, po czym przez siłę uderzenia zmiotło mnie z nóg, a tył głowy ostro zmierzył się w walce z brudną podłogą. Przegrał i zapadła ciemność.


× × ×


Obudziłam się, leżąc na kozetce u pielęgniarki. I nie wiem już, co mnie bardziej bolało – głową, czy lewa połowa mojej twarzy. Peter siedział na krześle i przyglądał mi się ze zmartwioną miną. Nie wiem, w co on się tak wpatruje, bo po prawym prostym raczej dużo do oglądania nie ma. Po chwili podeszła do nas pielęgniarka i zbadała mnie od stóp do głów, świecąc na dodatek po oczach, co tylko jeszcze bardziej spotęgowało ból głowy. Niestety na prośbę dania mi chociażby Ibupromu (oni coś takiego w ogóle tutaj mają?) odparła, że nie może, bo do szpitala muszę pojechać na świeżo.

Szpital? Cudownie. Ciocia mnie zabije, a dlaczego? Ponieważ najbliższa placówka medyczna znajduje się od szkoły w promieniu kilku kilometrów, a jego ordynatorem jest właśnie ciocia Helen. Miodzio. Czy ktoś byłby łaskaw podać mi pistolet?

    – Jak się czujesz? – z czekoladowych tęczówek Petera aż emitowały nadmiary troski. Nadmiary, w odniesieniu do czasu naszej znajomości, jakim są niecałe trzy godziny.

    – Niech pomyślę... Ała? – spojrzałam na niego wymownie. – Dostałam w twarz od Flasha, jak mogę się czuć?

    – Obolała?

    – Tak, Peter... Obolała.

I po raz trzeci, cisza. Głowa pulsowała mi tak, że nie mogłam już wytrzymać. Z jękiem bólu przekręciłam się z pleców na lewy bok, żeby czołem móc oprzeć się o chłodną ścianę. Ciutkę lepiej.

    – Nie wywalili mnie, prawda? – zapytałam. To ostatnia rzecz, którą pragnę osiągnąć w moim pierwszym dniu szkoły.

    – Właściwie to... tak. Wywalili.

    – Co?! – obróciłam się tak, żeby widzieć twarz Petera. Gdy jednak zobaczyłam na niej rozbawienie, warknęłam głośno i walnęłam go łydką w ramię. – Peter! To nie było zabawne! Wiesz, jak się przestraszyłam?!

    – Wiem, przecież widzę. – odparł, śmiejąc się.

Nagle przybrał poważny wyraz twarzy. Teraz to już się naprawdę zaczynam bać.

    – Ale tak na serio, to nie wiem. Dyrektor wezwał naszych opiekunów, więc niedługo wszystko się okaże. Niestety, jako że jesteś spoza naszego kraju, możesz się spodziewać naprawdę najgorszych scenariuszy. W końcu faworyzowanie rodaków działa jak należy.

Poczułam, że zaczynają zbierać mi się łzy w oczach. Ja nie mogę wracać do domu! To miały być naprawdę miło spędzone trzy lata mojego życia, a okazuje się, że mogą się zakończyć już w ich pierwszym dniu. Peter widział, jaka jestem roztrzęsiona i kiedy przysunął się do mnie, żeby coś powiedzieć... Drzwi wejściowe z hukiem odbiły się od ściany.

    – Gdzie ona jest?

    – Cześć, Paulina. – odparłam słabo, machając jej dłonią na powitanie.

Brunetka podbiegła szybko do mnie, nie dbając o zamknięcie drzwi. W to pobawiła się ze wściekłą miną pielęgniarka. Paulina kucnęła przy kozetce ze zmartwioną miną.

    – Trzymasz się jakoś?

    – Jakoś na pewno.

    – Co tam się w ogóle stało? Byłam w trakcie drugiego P.E., gdy nagle jakiś debil wbiegł na sale i zaczął krzyczeć, że Flash się z kimś bije.

    – Przecież napisałaś, że masz z nim P.E.

    – Wiem, ale zniknął z sali podczas przerwy. Teraz przynajmniej wiem, gdzie. Opowiadaj.

Peter ustąpił jej swoje krzesło, a sam poszedł po kolejne, które stało w rogu salki. Gdy przyszedł i usiadł na nim, wsadził dłonie do kieszeni, po czym posłał mi słaby uśmiech. Widać było już na pierwszy rzut oka, że był spięty. Czy Paulina naprawdę potrafiła wprowadzić aż tyle grozy?

    – Ogółem to... – zaczęłam, przymykając oczy. Za dużo jasnego światła, głowa boli. – ...Peter dalej oprowadzał mnie po szkole, gdy nagle znikąd wylazł Flash. Gość był natarczywy, mówił, że jestem mu winna wpierdol. Peter stanął w mojej obronie, ale kiedy Thompson się zamachnął, ten zrobił unik, no i ja oberwałam. Koniec pieśni.

    – Ty jesteś Peter?

Otwarłam prawe oko, żeby zobaczyć co się dzieje. Paulina patrzyła wyczekująco na bruneta, który skulił się jeszcze bardziej w sobie, ale mimo to i tak pokiwał dla potwierdzenia głową. Jeju, zachowuje się wręcz jak nie on. Gdzie się podziała jego pewność i cięta riposta?

    – Dokładnie to Peter Parker.

    – Super. A więc, Peter, dzięki za pomoc i takie tam, ale... Dlaczego pozwoliłeś, żeby Magda dostała w twarz?! – krzyknęła z oburzeniem. O Boże, zaczyna się.

    – To było przypadkiem!

    – Chcesz mi powiedzieć, że przypadkiem nie da się rozpoznać połowy jej twarzy?!

Że co?

    – Myślałem, że zrobi unik. Nie wiedziałem, że nie zauważy dwu metrowego faceta, lecącego z pięścią prosto na nią!

    – To przecież Magda, na przyszłość myśl trochę!

Sięgnęłam do kieszeni spodni po mój telefon i powoli obejrzałam w czarnym ekranie moją twarz. Lewy policzek wyglądał jak opuchnięta bania, do tego nienaturalnie duża, choć można było dostrzec kontury powstającego powoli siniaka. Szczęka pulsowała ostrym bólem, a każdy ruch zębami tylko go zwiększał. Oko na szczęście miałam w porządku i nie wyglądało na uszkodzone, a przynajmniej tyle mogłam powiedzieć po marnym odbiciu w telefonie. Przesunęłam go trochę w dół i zamarłam. Ktoś zdjął mi apaszkę. Bez problemu można było zobaczyć ciemne ślady w kształcie dłoni, po których delikatnie przejechałam palcami. Już nie bolały.

    – Magda?

Paulina patrzyła na mnie z troską. Pocieszająco złapała mnie za rękę i ścisnęła ją lekko. Peter natomiast z opuszczoną głową wpatrywał się w podłogę, ale bez problemu mogłam stwierdzić, że męczy go poczucie winy. Posłałam Paulinie pełne wyrzutu spojrzenie, na co wzruszyła ramionami. No tak, oczywiście, nie jej wina.

    – Wiecie może, kiedy przyjadą nasi rodzice?

    – Zwykle zajmuje im to góra godzinę. – odparł cicho Peter.

    – O! Widzę, że mówisz to z doświadczenia.

    – Paulina!

    – Nie, nie. Ona ma rację. – spojrzał na mnie ze smutnym uśmiechem, który mimowolnie odwzajemniłam. – To nie pierwszy raz.

Po chwili jednak dodał szeptem:

    – Ale za to zawsze w słusznej sprawie.


× × ×


    – Czy pan zdaje sobie sprawę z tego, że to moja siostrzenica została ZAATAKOWANA przez tego chłopaka, a nie ona go ZAATAKOWAŁA?

Siedziałam na krześle przed biurkiem dyrektora i starałam się jak najlepiej zakryć twarz włosami, żeby tylko nikt nie widział, jak bardzo jestem czerwona ze wstydu. Trzymałam jednocześnie przy policzku paczuszkę zamrożonego żelu, który dostałam od cioci na swoją opuchliznę. Na moje oko siedziałyśmy już tam dobrą godzinę, podczas której moja ciocia wpadła w furię, dowiadując się, że to rodzice Flasha oskarżają mnie o napaść na ich – o, pożal się Boże – kochanego syna. Jedyne co sobie życzyli, to wpływu gotówki na pokrycie kosztów ubezpieczenia. I to nie po tym, jak ja go pobiłam, oj nie... Po tym, że załatwił go Peter, co teraz zostało zwalone na mnie. Dobra robota Thompson, muszę pogratulować ci twojej pizdowatości.

    – Bardzo mi przykro, pani Brodzky. Niestety zeznania naocznych świadków, jak i samego poszkodowanego pana Thompsona świadczą przeciwko pannie Rowen. – niski, starszawy mężczyzna w czarnym garniturze poprawił sobie okulary na nosie.

Moja ciocia zmrużyła niebezpiecznie swoje brązowe oczy. Ze wszystkich cech, które mogła odziedziczyć razem z moją mamą po rodzicach, akurat ta była jak najbardziej wspólna. Jeśli już się wkurwić, to tak, żeby pół narodu poczuło plaskacza na twarzy. Tak poprowadzić swoją armię, żeby żaden wróg nie przeżył.

    – Dobrze, w takim razie mam na koniec jeszcze jedno pytanie, Darius.

    – Panie Visar, pani Brodzky. – poprawił, na co ciocia posłała mu takie spojrzenie, że mimowolnie przełknął głośniej ślinę. Miałam wręcz wrażenie, że wcale się nie ruszyłam z Polski, a obok na krześle siedzi moja mama.

    – Moje pytanie, Darius. Czy ty naprawdę wierzysz, w to, co te dzieciaki mówią? Czy naprawdę jesteś na tyle niekompetentny w swojej głupocie, aby przyjąć ich zeznania bez żadnej głębszej analizy? Kogo jak kogo, ale myślałam, że ciebie nigdy nie będą w stanie w to wciągnąć.

Ciocia wstała powoli ze swojego miejsca, poprawiła granatową spódnicę, włosy i położenie torebki w zagięciu ramienia.

    – Magda, wychodzimy. – mnie nie trzeba było dwa razy powtarzać. W mniej niż kilka sekund stałam przy drzwiach.

    – Pani Brodzky...

    – Powiedziałam, że wychodzimy!

Dyrektor momentalnie ucichł, a stróżka potu spłynęła mu po prawej skroni. Milusio, powinnam zrobić mu teraz zdjęcie. Wygląda, jakby to on był na dywaniku, a nie ja. Ciocia otworzyła drzwi, po czym gestem pokazała, żebym to ja wyszła pierwsza.

    – A teraz, Darius mówię do zobaczenia i lepiej dla ciebie, żeby było ono odroczone daleko w czasie. Chyba, że jednak postanowisz dla odmiany pomyśleć i zmienić zdanie, co do winy mojej siostrzenicy.

Akurat zdążyłam odwrócić się, aby przez domykające się za ciocią drzwi ujrzeć minę pana Visara. Wyglądał, jakby właśnie cudem uniknął ścięcia na głównym rynku. Technicznie rzecz biorąc można powiedzieć, że mu się udało.

    – Och, litości. – ciocia złapała się palcami za nasadę nosa. – Trzeba było słuchać mojej mamy, kiedy jeszcze miałam okazję.

    – Jakieś złote myśli, ciociu?

    – Tak, a właściwie to jedna, którą powtarzała mi odkąd skończyłam podstawówkę: Lepiej siedzieć cicho i babrać się w kupie, niż żyć ze świadomością, że twój ex jest jak wrzód na dupie.

Zaczęłam się histerycznie śmiać, jednocześnie zapisując sobie w głowie tę krótką rymowankę. Tekst na całe życie. Ale nagle wszystko poskładało się w jedną całość i zdębiałam.

    – No nieee... Tylko nie mów ciociu, że dyrektor to twój były.

    – Nie tak głośno. W dzisiejszych czasach nie łatwo znaleźć tak dobrze płatną pracę, jaką mam teraz. A jeśli ktoś się dowie o tym rozdziale mojego życia, raczej mało prawdopodobne, że będzie chciał mnie zatrudnić.

    – Oj, ciociu. Twoje pozytywne myślenie jest po prostu zabójcze.

    – Jak zawsze Madziu, jak zawsze. 

_______________________________________________

Po długiej przerwie kolejny rozdział. Niedługo zakończenie roku szkolnego, dlatego już przedwcześnie życzę wszystkim idealnych, ciepłych i przyjemnych wakacji C:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz