OGŁOSZENIA

Blog, jak już pewnie większość z Was zdążyła się domyślić, zostaje zawieszony na czas nieokreślony. Zbliża się moja matura, mam mało czasu, ale również brak mi chęci i natchnienia. Na pewno zacznę pisać, jak tylko te wszystkie trzy blokady przestaną mną rządzić. Wszystkie... nom, wszystkie.

25 lipca 2013

Promise [1/?]

Przejechał delikatnie dłonią po odsłoniętej skórze klatki piersiowej, która pod wpływem chłodnej temperatury oraz potu – na ten czas będącego niemal idealnym odzwierciedleniem zimnych strug deszczu, spływających w osobistym takcie po szybach – pokryła się w całości gęsią skórką, niczym jeżozwierz ochronnym pancerzem. Ręka nieśpiesznie przesuwała się w górę. Bez żadnych oznak krępacji badała powierzchnię mostka, oddalając się na moment na wystające żebra, po czym niewinnie zawracała na obojczyki. Dwie bliźniacze kości, perfekcyjnie i z należytym kunsztem wyrzeźbione przez matkę naturę, przy każdym rozpaczliwym oddechu wydawały się chcieć przebić przez cienką warstwę naskórka, by jak najszybciej ukazać światu talent poświęcony na ich skonstruowanie. Ramiona leżały nad głową skrępowane żyłką w nadgarstkach, lecz mimo bólu i gołym okiem widocznej porażki, wciąż miotały się po ściółce leśnej w głębi wiekowego lasu. Obca dłoń ostrzegawczo zacisnęła się na gardle. Odebrała tlen, tak bardzo potrzebny na czas naznaczony w żyłach dawkami adrenaliny. Brak możliwości zaczerpnięcia oddechu ostatecznie przeważył na szali nieracjonalnego myślenia a wadliwego rozsądku, dzięki czemu spazmatyczne odkasływanie zakończyło się ponownym nabraniem powietrza, a niżeli uduszeniem. Ciemność napływała z każdej możliwej strony, zatem nic dziwnego, iż mężczyzna w opresji ledwo dostrzegał zarysy własnego nosa. Opuszki palców ruszyły w dalszą część kursu, gdzie dogodnym dla nich przystankiem okazały się policzki. Dłoń krążyła od jednego, przez górną wargę, do drugiego, niczym turysta na jakimś niezwykle okazałym punkcie wycieczkowym. Kiedy specjalnie przejechała po oczach, mężczyzna syknął instynktownie z powodu odczuwalnego podrażnienia, lecz szybko zamilkł, ze strachu przed kolejną karą. Wraz jednak z zakończeniem zwiedzania czoła, posłyszał łagodny chichot. W miarę z kolejnymi minutami trwania na arenie natury niespodziewanie wplątała się złowieszcza nuta, która doszczętnie zmiażdżyła złudną radość, na rzecz wprawiającego w palpitacje serca maniakalnego śmiechu. Chłopak, kąśliwie ujmując, znajdujący się w martwym punkcie, przyjął jeszcze większe dawki oszołomienia, bowiem nawet tak ważne teraz hausty powietrza zamarły gdzieś w obliczu zdrowych płuc.

Wyczuł, że postać będąca uosobieniem jego najgorszych koszmarów, podniosła się do pionu, bowiem całkowity nie na miejscu akt rozbawienia uleciał gdzieś w wzwyż, niknąc wśród szumu liści. Nastało kilka kroków z lewej strony mężczyzny, podczas których jednak nie próbował uciec. Psychiczny paraliż najzwyczajniej w świecie mu na to nie pozwalał. Panująca na przestrzeni kilkunastu kilometrów cisza, owiewająca każdy milimetr począwszy od korzeni, pnie oraz gałęzie, aż po dwójkę ludzi, gustownie przebywających w lesie, pozwoliła mu dosłyszeć odsuwanie zamka, przerzucanie przedmiotów wewnątrz, jak sam się zdążył domyślić plecaka, a potem ledwo dosłyszalne stąpnięcia – powrót kata. Dłoń odnalazła szczękę chłopaka, na co on gorzko przełknął ślinę, gdyż ucisk był naprawdę mocny. Ledwo ciche pstryknięcie otarło dźwiękiem jego uszy, a już zimne światło latarki postanowiło przeciąć tą przerażającą atmosferę w pół. Wzmagając strach, rozwiewając wszelkie wątpliwości. Nie zdążył zmrużyć powiek, bezlitosna biel uderzyła prosto w jego przekrwione, brązowe oczy. Zamrugał szybko parę razy, ponieważ podły strumień jaskrawego koloru, wciąż uporczywie nie schodził z mu twarzy.

     – Pobudka, Frank – Postać mimo źródła światła nie była ani trochę widoczna, wręcz miał wrażenie, że ciemność pochłonęła ją jeszcze bardziej. Poza ręką, która trzymała latarkę. – Śmierć nie przyjmie cię pod swoje skrzydła, póki ja nie sprawię, że twój żywot poniesie karę.

Znał ten głos. Nie ma możliwości, by pomylić go z żadnym innym, a desperackie próby wmówienia sobie, iż jest to zwykły zbieg okoliczności lub, że niespodziewane odcięcie tlenu na kilka sekund – w tamtej chwili wydających się wiecznością – sprawiło te nagłe przesłyszenia, było równie bezmyślnym posunięciem, co ucieczka. Zza złowrogiej kurtyny sztucznej jasności wydobyło się niezadowolone cmoknięcie, po czym postać usiadła mu na brzuchu, tłamsząc pod sobą poobijane tkanki, a latarkę przełożyła do drugiej ręki. Mógł teraz spróbować zwiać. Zrzucić to nieproszone ciało, liczyć na ułud szczęścia, że zgubi je po drodze, wydostanie się z lasu, co przy Franka całkowitym braku orientacji graniczy niemal z cudem i będzie żyć dalej. Może i nawet nie dalej – po prostu żyć. Przez kolejne ziarna płynącego czasu wystawiać umysł na wielokrotne próby zapomnienia tego, czego dobrze wiedział, że nigdy nie wyrzuci z pamięci. Dobrze znał swoją podświadomość – to co jest bolesne zakopuje głęboko pod ziemią, by później uzyskać plon wiecznego strachu, instynktowego oglądania się za siebie, nocne udręki, a nawet i pięć zamków w drzwiach. Ale taki efekt zapewne pozyskałby, gdyby umknął przeznaczeniu, co w obecnej chwili może odbyć się tylko w jego marzeniach. Skręcona kostka, zapewne dzięki wspaniałomyślności oprawcy zdążyła mu już mocno napuchnąć oraz dodatkowo wprawić niemal całą nogę w nieopisywalne katusze, co wyczuwał za każdym razem, kiedy przejeżdżał po niej ostrożnie stopą. Oczywistym, więc staje się fakt, że o truchcie, a co dopiero biegu nie ma w ogóle mowy. Z resztą... czego on się spodziewał?

     – To jaaaa – Postać pochyliła się w jego stronę tak, iż nikły snop światła pozyskał wreszcie szansę objąć i twarz nieznajomego. 

Pierwszym, co zdołał uchwycić była burza czarnych włosów, rozsypanych dookoła bladego oblicza, na którego widok aż jęknął niekontrolowanie z przerażenia. Oczy zakreślone zielonym błyskiem szaleństwa przeszywały go na wskroś, jakby próbowały zweryfikować wszelkie występki z jego przeszłości. Skakały od jednej pozycji do drugiej ani na chwilę się nie zatrzymując, co przypominało niezwykle szybko prowadzony przez zawodników mecz ping-ponga, a dokładnie tę piłeczkę, odbijaną z zacięciem przez paletki. Nos pozostał niemal taki sam, jakim go zapamiętał – zadarty, o wąskich, długich nozdrzach. Wargi rozciągały się w złowieszczym uśmiechu, odsłaniały zęby, nadając i tak w pewnym stopniu niedorzecznego uroku, o którym Frank tak bardzo starał się przez te miesiące zapomnieć. Pomimo tych poszczególnych detali twarzy, istniało coś jeszcze. Coś co wywołało w nim jeszcze mocniej natężony lęk. Przez niemal całą długość twarzy, począwszy od lewej strony podbródka, policzek, górną krawędź nosa, a skończywszy na prawej brwi, ciągnęła się wąska rana z wciąż widocznym, gojącym się strupem. 

     – Tęskniłeś? – uśmiechnął się niewinnie.

     – Gerard! Ty skur- – nim Frank zdołał wykrzyczeć do końca słowo, mężczyzna wymierzył mu policzek, tuż nad wyeksponowanym dolnym brzegiem żuchwy. 

Bezwzględne plaśnięcie, poprzedzone ślepym na osobiste skargi świstem powietrza, odcisnęło swoje piętno na spoconej skórze, aby osobnik zaniechał dalszej konwersacji. Słaby róż niewinnie wkroczył na wstrząśnięte oblicze, racząc je wnet intensywną czerwienią, zatrzymaną w odbitych rysach męskiej dłoni. Głowa Franka nienaturalnie odbiegła w bok, gdzie z szeroko otwartymi oczami analizowała zaszłą sytuację, lecz nie nacieszyła się nabytymi informacjami zbyt długo, bowiem podbródek został łagodnie ujęty w trzy palce i ponownie przekręcony w stronę, z której padał złudnie dający bezpieczeństwo snop światła. Gerard pochylił się nieznacznie nad chłopakiem, oddechem niemal owiewając jego usta. Frank przybrał wyraz twarzy niemalże wpadający w płaczliwy, podczas gdy czarnowłosy roznosił wokół aurę niezmąconego żadnym tragizmem spokoju. 

     – Dlaczego? – szepnął Frank, kiedy mężczyzna odgarniał mu z pozornym odczuciem troski zabłąkane brązowe kosmyki włosów ze skroni. – Jaką ci to daje satysfakcję, Gerard?!

     – Satysfakcję? – sunął ostrożnie czubkiem nosa po strukturze ust bruneta, uwagę skupiając na ich zagłębieniu w kąciku. 

Nie odpowiedział na zadane pytanie, obejmując w rekompensacie górną wargę Franka własnymi. Słodycz utkwiona w nich pozostała równa tej, która zapisała się na kartach pielęgnowanych wspomnień, toteż zdominowany poczuciem ich wewnętrznego piękna, musnął je znowuż na próbę. Wyczuł paniczne drżenie, wprawiające usta w symptomy strachu, co tylko wzmogło w czarnowłosym chęć zinterpretowania purpurowego rarytasu jego własnym narządem smaku, językiem. Szczęka znów uległa uściskowi ręki, gdy Frank próbował za wszelką cenę unikać dotyku, a kiedy i to nie pomogło – chłopak wciąż był przeciwny – Gerard poirytowany szarpaniem, wpił się w jego spierzchnięte wargi, całkowicie odbierając oddech oraz resztki nadziei na ucieczkę, poprzez dociśnięcie skrępowanego ciała w ściółkę. Frank wierzgnął się przerażony, gwałtownie nabierając powietrza. Wyczuł, jak niecierpliwy język mężczyzny zapragnął przeniknąć przez cienką barierę do wnętrza jamy ustnej, na co jęknął niekontrolowanie. Gerard nakrył palcami policzki bruneta, w jednej dłoni wciąż trzymając latarkę, która docisnęła metalową częścią piekącą od uderzenia skórę. Całował go zachłannie, jakby miał zaraz rozpłynąć się w leśnym powietrzu lub zapaść się pod ziemię i nigdy więcej nie wrócić. Badał każdy detal twarzy, a Frank choć przeciwny wszystkiemu ostatecznie odpuścił. Bo co innego mógł zrobić? Nieobliczalność Gerarda nie znała granic, nim mrugnął mógł już nie żyć z wgniecioną częścią czaszki przez ostry kant tego małego urządzenia generującego jasność, dlatego wolał zachować pozory człowieka spokojnego, niż zliczać ostatnie, powolne bicia serca, rozpływające się w mroku nocy. Oddawał muśnięcie za muśnięcie, zderzenie warg za zderzenie, oddech za oddech. Nie chciał umierać, lecz również nie pragnął egzystować ze świadomością, iż ten człowiek w każdej chwili może wpaść razem z odłamkami szyby do jego pokoju, po czym z satysfakcją i chorą potrzebą uśmiercenia ludzkiej istoty, przygwoździć do ściany z wbitym nożem w serce. Patrząc, jak umiera jego jedyna słabość. Nie miał nawet pewności, czy mógł się takową wadą mianować. W końcu... jest tylko człowiekiem.

Skubnął ostatni raz jego wargę, powoli zakreślając każdą jej spierzchniętą krawędź i znów zawiesił wzrok na załzawionych tęczówkach bruneta. Uśmiechnął się nieznacznie, lecz Frank wiedział, że ten grymas nie był spowodowany rozczuleniem lub chociażby minimalnym wyrazem empatii – obojętny chłód szmaragdów, zmieszany z bijącą pewnością siebie oraz obłąkaniem, doskonale potwierdzał mroczne zamiary, co do jego osoby. Puścił twarz Franka, która od razu oddaliła się w bok, jak tylko najdalej mogła, byle dalej od żywego koszmaru. Czarnowłosy przejechał subtelnie palcami po zbrudzonym ziemią policzku, nie zaprzątając sobie głowy natychmiastowym sykiem chłopaka, spowodowanym udręką pulsującej skóry. Frank nabierał powietrza do płuc z niemałym trudem nawet kiedy samotnie leżał na leśnej ścieżce, a teraz, gdy Gerard usiadł na jego klatce piersiowej niczym na tronie, czynność ta wydała się być prawie nieosiągalna, a nawet zwyczajnie niewykonalna. Nie chciał jednak dawać mu egoistycznego poczucia sukcesu, więc mimo trudu oraz ogarniającej go zewsząd zgubnej rozpaczy, trwał w zaparte, wciąż nagradzając płuca za odwagę urywanymi dawkami tlenu. Strach przed własną przyszłością, a raczej jej ostatecznym zakończeniem w tym oto miejscu, przypominającym krainę samej śmierci, drogę w jedną stronę, nie pozwalał mu na utrzymanie bohaterskiego kontaktu wzrokowego z własnym rzeźnikiem, bo za takiego go uważał. Za osobę mającą zadać mu falę cierpień, a samego siebie za owcę, która ma zapewnić własnym żywotem odrobinę rozrywki. Radość z zakończenia istnienia.

     – Nie odpływaj, Frankie – mruknął mu do ucha, dobrze wiedząc, że brunet szczerze nienawidzi, gdy zdrabnia się jego imię. – Za długo czekałem na tę chwilę, byś teraz zignorował końcówkę własnej drogi życia – ujął podbródek bruneta w trzy palce, by uwaga została ponownie skupiona na jego ekspresjach.

     – C-Co? – wyjąkał zdezorientowany oraz dogłębnie przerażony. Czuł, jak krew momentalnie odpływa mu z twarzy. – Gerard, o czym ty pieprzysz?! 

     – Obietnica – odparł krótko. – Pamiętasz? – rzucił kpiąco pytanie, bo bardzo dobrze znał na nie odpowiedź, potwierdzoną w zdradliwej zieleni jego oczu. W iskrach, które niebawem rozpalą prawdziwy ogień między nimi.

____________________________________________________

A oto i pierwsza część short story, wcześniej mającego być po prostu skromnym shotem. Piszę go już od dłuższego czasu, końca niestety nie widać, dlatego postanowiłam opublikować chociaż ten kawałek, aby ktoś mógł ocenić, czy to w ogóle ma jakikolwiek sens. Szczerze? Kompletnie nie mam pojęcia, ile postów razem na to zejdzie... cóż, mam nadzieję, iż Wam się spodoba!

9 komentarzy:

  1. Wiem, że już się ode mnie nasłuchałaś, ale muszę to powtórzyć jeszcze raz: GENIALNE. Czytając to short story, nie mogę usiedzieć na miejscu i cały czas kręcę się na krześle, zupełnie, jakby miało to przyśpieszyć proces tworzenia kolejnych części. xD
    Pisanie tego ma sens i to ogromny - nie zadawaj takich absurdalnych pytań. Jeśli tego nie skończysz, to masz jak w mamuśkowym banku, że nie dam Ci spokoju. Ani na chwilę - zapamiętaj to sobie, może cię to popchnie do działania. ;p

    <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ja ci już wspominałam, że jesteś jebanym psychopatą? Jeśli nie... cóż, jesteś jebanym psychopatą. Podoba mi się, już ty sama wiesz, jak bardzo i jak bardzo tego nie ogarniam równocześnie. I że ci kibicuję właściwie od kiedy zaczęłaś to pisać. Cieszę się, ze rozwinęłaś swój styl pisania. Mam nadzieję, że uda ci się dokończyć przed końcem wakacji.
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Musisz to skończyć, bo jest genialne. Na początku nie wiedziałam co się dzieje, pogubiłam się, ale czytałam z narastającą ciekawością. Tak szybko doszłam do końca ;< Wiesz, że od jakiegoś czasu chciałam przeczytać frerarda, gdzie któryś z panów więzi drugiego, chce mu zrobić krzywdę? W końcu doczekałam się takiego <3 Na pewno to short story spodoba mi się. Co ja piszę?! Ono już mi się podoba. Nie mogę doczekać się następnej części.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. DDDDDD: Gerard ma nierówno pod sufitem DDDDDDD: To jest świetne. Kontynuuj, proszę C:

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow...zapowiada się emocjonująco i ciekawie! Twój styl pisania jest fascynujący, taki inny od tego, z czym się dotychczas spotykałam. Widać, że kładziesz duży nacisk na odpowiedni dobór słów co sprawia, że przyciąga nie tylko fabuła, ale też sama forma opowiadania.
    Z błędów zauważyłam jedynie "chełst". Wierzę, że powinno być "haust" :). Mogłabym się przyczepić jeszcze do "spełnieniem jego najgorszych koszmarów". Spełnienie może być raczej czegoś pozytywnego, lepiej by tu brzmiało "uosobieniem" czy "urzeczywistnieniem". Ale to naprawdę taka drobnostka (sama prosiłaś! :D).
    Czekam na następne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, prosiłam i bardzo dziękuję ;D Zaraz poprawię!

      Usuń
  6. Kim jest Gerard? Z pewnością osobą niezrównoważoną psychicznie i opisałaś to wręcz idealnie. Bardzo mi się podoba Twój styl pisania, chciałabym posługiwać się słowami chociaż w połowie tak dobrze jak Ty.
    Zaintrygowała mnie treść tej historii, mam nadzieję, że szybko napiszesz kontynuację.
    Zakochałam się w języku, którego używasz i w żadnym wypadku nie jest to żart ani przesada.
    Pozdrawiam ciepło. Zoombie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja droga... *zaczyna ze skrzyżowanymi rękami i grobową miną* TO JEST ŚWIETNE! Nie wiem, czy powinnam się tu teraz rozpisywać, co sądzę na temat tego short stpry, ponieważ moją opinię znasz już od dawna, so... Chciałam ci podziękować za tworzenie czegoś tak cudownego! Wiem, wiem, że pewnie się z tym nie zgodzisz, ale to sama prawda! Twój styl jest... niesamowity. Potrafisz sprawić, aby czytelnik poczuł to, co czują bohaterowie. Żeby za jednym razem przeniósł się do tego madżikowego świata, przezywając dokładnie to samo, co postacie. I ja już po prostu nie wiem co powinnam napisać, bo brakło mi słów... Dodawaj szybko następną część!
    Weny, weny i jeszcze raz weny!
    XoXo

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytał to przedwczoraj chyba, ale nie skomentowałam, bo było już za późno i nie chciałam jakiejś głupoty palnąć ;P Ale piszę teraz ^^ (też jest późno XD)
    Jesteś niesamowita! Weź napisz książkę, a ja ją kupię ^w^ Od samego początku mnie zaciekawiło *o* Tak perfekcyjnie wszystko opisane, że muszę przeczytać wszystko co masz na tym blogu! Nie zostawię tu suchej nitki! MUSZĘ PRZECZYTAĆ WSZYSTKO! Bardzo Cię polubiłam ^^ I twoje dzieła także ;3
    To jak na razie życzę dobrej nocy i weny oczywiście ^^ Ty idź spać, a ja czytać ^^
    Przy okazji informuję cię o 3 rozdziale u mnie, un ^w^
    http://sztuka-to-eksplozja-katsu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń